Dziś może nie za fotograficznie, ale słowem wstępu…
Wyjazd do Gruzji odkładałem już wielokrotnie, a to zabrakło czasu, chęci, inne ważniejsze sprawy czy zwyczajnie braku czasu. I aby nie było jak w tym dowcipie:
„- W tym roku też chcę do Gruzji pojechać
– o, byłeś w zeszłym roku?
– nie, w zeszłym roku też chciałem.”
… zabookowałem bilety do Kutaisi.
Wylot krótko przed północą, i biorąc pod uwagę przestrzeń między fotelami w WizzAir, od razu wiedziałem że będzie to bezsenna podróż. Przy moim wzroście 186cm nogi wystawiłem na korytarz, stewardessy jeździły po nich wózkiem . Już lepiej byłoby mieć miejsca stojące.
Poranek nad Gruzją to po prostu bajka! Wspaniałe widoki na Kaukaz, ośnieżone szczyty gór w oddali wystające ponad chmury. Małe lotnisko w Kutaisi w nowoczesnej architekturze równie ciasne jak latające skorupki tanich linii lotniczych. Szybka obsługa paszportowa, ekspresowa wymiana waluty na Lari i wypad na parking. Tu już czekały na turystów słynne marszrutki. Postanowiłem eksplorować Gruzję w miejscach trudno dostępnych więc udałem się do kierowcy z tabliczką Mestia.
„Gniotsa nie łamiotsa”
Marszrutki to tutaj główny środek transportu, zrujnowane busiki niekiedy spawane z kilku, przód od „anglika” a na boku napis po polsku „transport międzynarodowy” czyli motoryzacyjna hybryda EN-PL. Kierowcy to inna historia zasługująca na osobny wpis. To jest jakiś dramat, spore chłopy z widocznym bojlerem piwnym stoją w rzędzie z podciągniętymi koszulkami chłodząc się. Palą w środku, podczas jazdy, palą również Gruzińscy pasażerowie. Palą jakiś straszny paździerz albo kompletnie odwykłem od tego zapachu. Przede mną perspektywa jazdy na jakieś 5 godzin!
Kierowcy potrafią się pobić o to kto ma kogo zabrać i za jaką stawkę. W Tbilisi pobili mego kierowcę za to że zrezygnowaliśmy z droższego i poszliśmy do tańszego o 10lari, cóż nie spodziewałem się że prawa rynku zrobią takie zamieszanie. Dali sobie po kilka mocarnych liści na twarz, pokrzyczeli i pojechaliśmy dalej. Podobnie z taksówkami, tu również bójki, przepychanki i wyzwiska. Burzliwie, emocjonalnie, ale najwidoczniej tak trzeba.
W kabinie kierowcy marszrutki na podsufitce liczne prawosławne ikony, amulety, oraz DVD z „dziewczynkami”, w radiu gra rosyjskie disco-polo czyli popsa. Jest klimat, jedziemy mijając krowy i świnie. Za oknem zrujnowane wioski, klimat jak w PRL ’80. Mijamy Zugdidi, dalej tamę w Jvari i wspinamy się powoli krętymi drogami Kaukazu. Bus ma stłuczoną szybę, drzwi otwiera się wkrętakiem, tylne kombinerkami, pojemność tyle osób ile się zmieści.
Nie chcę was tu straszyć czy demonizować, zachęcam jak najbardziej do podróżowania busami po Gruzji, to wspaniała okazja by poznać ciekawych ludzi czy pośpiewać regionalne pieśni:
P.S. Bus Terminal Mestia
Na poniższej fotografii, tu można kupić bilety autobusowe w Mestii. Grubszy pan, zbiera kasę, pani przy stoliku wydaje bilety oraz księguje, po prawej kierowcy, z lewej „dopychacze i ładowniczy” pakują toboły do busów oraz dopychają ludźmi jak i naganiają pasażerów.
Po 5,5 godzinach docieramy do Mestii …ale o tym w następnym wpisie..
Podróże po Gruzji to przygoda każdego dnia, polecam 😉
I jeszcze coś o „dworcu” Didube w Tibilisi:
Ostanie komentarze